Witajcie Kochani,
Znów długo mnie nie było, wrzesień tegoroczny rozpoczęliśmy z przytupem: cała trójeczka naszego przychówku rozpoczęła naukę w szkolnych i przedszkolnych pieleszach, w tym dwójka w nowych placówkach... Obstawiamy rodzicielsko przedszkole, szkołę podstawową i szkołę średnią, co pewno nieraz będzie dużym wyzwaniem :)
Najstarszy syn dostał się do wymarzonego technikum informatycznego, Mateusz jest w 7 klasie, a Bartuś rozpoczął swoją przygodę z przedszkolem i póki co, po niewielkich kłopotach z adaptacją, jest bardzo dzielny:)...
Tak więc na pewno rozumiecie, że logistyczne rozpracowanie dojazdów, dowozów i przywozów dzieci, porannego poruszania się po domu tak, aby wszyscy zdążyli i nie blokowali nadmiernie zwłaszcza łazienek:), zebrania, podręczniki, zajęcia dodatkowe, cała szkolno-przedszkolna wyprawka, to wszystko przez pierwsze 2 tygodnie września zdominowało nasze życie... Po wakacjach trzeba też było przestawić się na funkcjonowanie w zgoła innych godzinach...
Obaj starsi chłopcy zaczynają codziennie lekcje o 7.30 i 8, na szczęście nie uczą się w systemie zmianowym, Bartusia też zawożę na ósmą do przedszkola... Do tej pory sypiał do 9, 9.30 więc pobudka o 7 rano jest dla niego dużym wyzwaniem, ale jakoś dajemy radę :)
Pierwsze 20 dni września minęło zatem niczym sen jaki złoty, a tymczasem jesień rozpanoszyła się na dobre z wrzosami, dyniami, rozchodnikami, czyli taka, jaką najbardziej kocham :)
Dynie, to są właśnie te warzywa, które w tym roku wyszły mi najlepiej :)
Rozpanoszyły się w całym warzywniku, przygłuszając wszystko, ale są tak urocze, że nie mam serca ich poskramiać :)
Uważam, że są wspaniałą jesienną dekoracją, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, świetnie komponują się z wrzosami, pelargoniami, chryzantemami czy rozchodnikiem... A jeśli dodamy do nich lampiony czy świece, to już jest mega :))))
Na zewnątrz wytrzymują bardzo długo, u mnie najczęściej stanowią dekorację aż do Bożego Narodzenia...
Poniższe zdjęcia były robione dzisiaj, pelargonie nadal są w dobrej kondycji i pewno jeszcze trochę nam potowarzyszą. Później to już tylko chryzantemy, lubicie? Ja bardzo, i zawsze późną jesienią kilka krzaczków zdobi moje obejście :)
W domu pomalutku planuję małe zmiany, pierwszą jest pomalowana już ściana na korytarzu. Wprowadzam coraz więcej koloru do wnętrza, choć operuję cały czas paletą błękitów, czyli moją ulubioną :)
Czeka mnie też mały lifting kuchni, mam nadzieję, że uda się go zrobić przed końcem roku...
A dziś żegnam się już z Wami, czas goni do obowiązków, życzę wszystkim na najbliższe dni takiego słońca, jak na powyższych zdjęciach:)
Pozdrawiam ciepło,
Ewa