środa, 22 października 2025

Szklarnia

 Witajcie, 

Czas odkurzyć gruuuubą warstwę kurzu na blogu :)

Staje się to już chyba zwyczajem, że w czasie wiosenno - letnim nie mam czasu na blogowanie, taka to specyfika życia na wsi, gdy trzeba zadbać o warzywnik, ogród i oczywiście rodzinę :)

Chyba więc muszę się przyzwyczaić, że wszelkie zaległości blogowe będą nadrabiane głównie zimą:)

Na szczęście trochę zdjęć udaje mi się zrobić więc jakaś baza do postów jest:) 

Dzisiaj  chciałabym przedstawić nasz największy tegoroczny projekt budowlany:) Dzieło całej rodziny, bo przy jego powstawaniu pracował nie tylko mój Mąż i ja, ale także nasi, dorośli już, synowie:)

Porwaliśmy się na dość skomplikowaną rzecz, a mianowicie szklarnię z założenia stworzoną z rzeczy second hand:) Oczywiście nie wszystkie elementy są z drugiej ręki, więźba dachowa i pokrycie dachu (poliwęglan) to nowe elementy, ale resztę, czyli cegłę i okna udało się zdobyć używane, co, nie ukrywam, znacznie zmniejszyło koszty budowy:) 


 Szklarnia nie jest mała, ma prawie 5 m długości i 2,5 szerokości, choć może na zdjęciu wygląda na niewielką... Budowa trwała 2 miesiące, licząc od wylania fundamentów do przykrycia dachu.... Pewno wydaje się, że to długo, ale wszystko robiliśmy sami i w dużej mierze w ograniczonym czasie, bo  po pracy i w weekendy.... Po wylaniu fundamentu mąż wymurował ceglany murek, na którym postawił ścianki z okien. 


 Taki etap osiągnęliśmy mniej więcej około 10 czerwca (budowa zaczęła się z początkiem maja).

Okna oczywiście zostały przez nas pomalowane na jednolity szary kolor, ponieważ wcześniej były to komplety w trzech różnych odcieniach brązu... Malowanie i czyszczenie okien zajęło chyba najwięcej czasu, to okna drewniane, dwuszybowe, należało je więc rozkręcić i pomalować z każdej strony po 2 lub nawet 3 razy...

Następnie mąż wykonał drewnianą konstrukcję dachu, którą przykrył poliwęglanem falistym. Drewnianą boazerią pouzupełniał otwory, gdzie  nie ma okien, dodał rynny i mogłam już wsadzać pomidory :)

To "już" nastąpiło dokładnie 1 lipca, czyli delikatnie później, niż powinno, biorąc pod uwagę, że 15 maja  powinny znaleźć się w szklarni:) Na szczęście, choć na owoce musieliśmy czekać dłużej, bo do połowy sierpnia, to doczekaliśmy się i do tej pory jemy swoje pomidory :)

 






Jeśli kogoś interesują koszty takiego przedsięwzięcia, to  nie wiem, czy zaskoczę, ale licząc wszystkie materiały, czyli cegłę, farbę, drewno, poliwęglan, blachę, wkręty, mocowania, itp. ( okna w zasadzie mieliśmy za darmo, część o d naszych przyjaciół, część z olx, często ktoś oddaje stare okna po wymianie na nowe), to całość kosztów wyniosła nas niecałe 5 tys. zł... Wydaje mi się, że to niedużo, oczywiście koszty robocizny byłyby tu znaczne, gdybyśmy chcieli zatrudnić kogokolwiek :) Na szczęście mój mąż wychodzi z założenia, że wszystko można samemu zrobić, a synów należy wręcz nauczyć takich rzeczy jak murarka, malowanie, praca z drewnem, narzędziami i elektronarzędziami itd... a ja go całkowicie w tym wspieram :)

Zapewne ta szklarnia nie jest tak "epicka" i instagramowa, ale na nasze potrzeby zupełnie wystarcza i jesteśmy z niej dumni :) przede wszystkim oczywiście z naszego projektu i pracy, bo uwierzcie, że materiał, jaki mieliśmy do jej stworzenia, pozostawiał wiele do życzenia... Żałuję, że nie mam zdjęć tych okien przed malowaniem, były w strasznym stanie... 

A wisienką na torcie i nagrodą za naszą pracę są pyszne pomidory wyhodowane od ziarenka, ekologicznie, bez oprysków i sztucznych nawozów:)

I jak, namówiłam kogoś na własną szklarnię?:) 

Cały czas rozważamy jeszcze alternatywne jej wykorzystanie, możliwe, że w tym roku uda nam się w niej zrealizować fotograficzne sesje świąteczne, i mam pytanie, czy to jeszcze jest modne i czy wzięlibyście udział w takim wydarzeniu w szklarni? 

Pozdrawiam serdecznie, 

Ewa