wtorek, 19 kwietnia 2016

Mieszczuch na wsi, czyli podsumowanie pierwszego roku w nowym miejscu :)



 


Moi Drodzy,

Dzisiejszy post ma być moim subiektywnym podsumowaniem pierwszego roku mieszkania na wsi i jakoś tak się składa, że ostatnio w internecie trafiam często na dyskusje pod tytułem: lepsze mieszkanie, czy dom, życie na wsi, czy w mieście?
Powiem szczerze, że trochę bawią mnie próby wzajemnego, nie zawsze niestety cenzuralnego i kulturalnego przekonywania się o wyższości własnych racji w tym temacie...
Przecież wybór miejsca na ziemi, to sprawa tak samo indywidualna, jak stylu ubierania, muzyki czy ulubionych lektur.... Nie na darmo Pan Bóg stworzył nas tak różnych od siebie....:) Jedni uwielbiają miejskie wygody, szybkość życia, inni, i jak się okazuje, ja do nich właśnie się zaliczam :), potrzebują do życia przede wszystkim ciszy, spokoju i paznokci brudnych od grzebania w ziemi :)

Po roku mogę z całą stanowczością stwierdzić, że nie zamieniłabym już domku na wsi na największe miejskie wygody....

Są oczywiście plusy i minusy naszej decyzji o przeprowadzce, te największe minusy dotyczą  przede wszystkim zmiany szkoły przez dzieci i konieczności adaptacji w zupełnie nowym środowisku... Szczerze powiem, że tutaj bardzo dużo zależy od wieku dziecka i na pewno też jego usposobienia. Mój starszy syn miał dużo większe problemy z asymilacją w klasie, zmienił szkołę jako 10-latek, natomiast młodszy, 8-latek, zaadaptował się bardzo szybko.

Największym bólem było oczywiście rozstanie z kolegami, konieczność zrezygnowania z dodatkowych zajęć w Krakowie....
Na szczęście nasza wieś  nie jest malutkim siołem, ale wsią gminną, z 6 szkołami, w tym muzyczną i językową, jest wybór zajęć dodatkowych, choć z pewnością spektrum jest dużo węższe jak w Krakowie...
Ważne jest też, że na miejscu mamy ośrodek zdrowia, blisko kościół a do szkoły i centrum handlowego tylko kilometr drogi...
Takiego miejsca z dobrym "zapleczem" szukaliśmy świadomie, właśnie ze względu na dzieci, podejrzewam, że gdyby chodziło tylko o nas, zakopalibyśmy się daleko od ludzi na jakimś końcu świata :)

Minusem jest również dojazd do pracy, mnie to nie dotyczy, ale mąż dojeżdża codziennie 30 km do Krakowa, zajmuje mu to około 40 min w jedną stronę.... Oczywiście zdarza się, że mieszkaniec Krakowa jadąc do pracy na drugi koniec miasta, musi poświęcić na to godzinę, więc te 40 min to nie jest wcale tak dużo :)






A teraz PLUSY :)

Największym jest oczywiście posiadanie własnego domu na własnym kawałku ziemi:) W Krakowie nie byłoby nas stać na jego kupno, a tutaj dom z 10-arową działką jest w cenie średniej wielkości krakowskiego mieszkania...

Kolejnym niezaprzeczalnym plusem jest możliwość cieszenia się z każdego własnoręcznie posadzonego krzewu, drzewka, kwiatka...  zielonej trawy pod stopami, biegania dzieci, ich radosnych krzyków na huśtawce czy trampolinie i nieograniczonej swobody, z porannej kawy na tarasie w towarzystwie ptasich treli i brzęczenia pszczół... itd, itd, co ja będę mówić, na pewno wszyscy o tym wiecie :)  

Oczywiście towarzystwo fauny bywa czasami uciążliwe, w zeszłym roku przeżyliśmy inwazję myszek na strychu, mrówek w salonie, ślimaków w ogrodzie, a nawet do domu zawitała nam zwinka..... ale to tylko drobne niedogodności :)

Nie wiem, czy na każdego tak działa grzebanie w ziemi i wszelkie prace ogrodowe, ale mnie i męża bardzo to cieszy, odstresowuje i relaksuje... pomału wciągamy do tych czynności także dzieci :) Szczególnie przy truskawkach, poziomkach, porzeczkach, malinach i borówkach, bo uwielbiają te owoce :)

Moim ulubionym i obowiązkowym zajęciem po porannej kawie jest obchód naszej działki, sprawdzanie, ile kwiatów rozwinęło się od wczoraj, jakie nowe listki pojawiły się na drzewach i krzewach oraz co nowego wzeszło w ogródku :) Malutkie jeszcze te nasze nasadzenia, ale cieszy wszystko, co przetrwało zimę i każdy tegoroczny nabytek, który przyjął się i zaczyna rosnąć :)










I to na tyle dzisiaj, rozpisałam się bardzo :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich:)

Ewa

piątek, 8 kwietnia 2016

Wiosna :)

Witajcie wszyscy, którzy jeszcze tu zaglądacie... :)....
Wiem, że częstotliwość postów jest wybitnie niezadowalająca, sama chciałabym pisać ich więcej, ale różne okoliczności zdrowotne i życiowe skutecznie temu przeszkadzają....
No ale czasami jednak się udaje, tak jak dziś :)

Wiosna rozpieszcza nas od tygodnia, mamy już na koncie cudowne i gorące dni, pełne słońca, śpiewu ptaków i brzęczenia pszczół....
W domu poznikały dekoracje wielkanocne, zostały tylko te wiosenne, i co najważniejsze, mogę już cieszyć się kwiatami z własnego, skromnego ogródka :) Zakwitła forsycja, tulipany wyciągają  główki do słońca, białe i różowe niezapominajki uzupełniają je na wiosennej rabatce, bez, który wsadziłam w zeszłym roku, jest pełen pąków, nie mogę się doczekać, aż zakwitnie i zapachem otuli cały nasz domek.... czegóż chcieć więcej? :)





 A w naszym domu niewiele zmian, w tej chwili głównie skupiamy się na urządzaniu ogrodu, warzywnika i skończeniu ogrodzenia, posadziliśmy drzewka owocowe i dekoracyjne, ja ciągle działam na rabatach, ale  w wolnej chwili udało mi się zrobić dekorację kwiatową dla siebie,  nadarza się ku temu okazja, ponieważ za miesiąc mój młodszy syn będzie przystępował do I Komunii Świętej i przyjęcie przygotowujemy w domu, czeka nas więc mały wysiłek logistyczny i kateringowy :) No i oczywiście dekoracyjny :)



Poza tym ukwiecam domek, ile się da, obowiązkowo jest hortensja i wspomniana już forsycja z mojego ogródka :)



I to na tyle, życzę wszystkim cudownego, słonecznego weekendu, wbrew wszystkim pognozom....
Pozdrawiam ciepło :)

Ewa