Dzisiejszy post będzie pewno znacznie odbiegał od większości, jakich tutaj moi drodzy Czytelnicy mogliście zobaczyć, ale są pewne tematy, trudne i niewygodne, które muszę podjąć z potrzeby serca.
Dzisiejszy temat - temat prawa do życia, taki właśnie jest.
Do napisania go skłoniła mnie nie tylko niedawna dyskusja narodowa o aborcji, ale także rozmowa, jaką przeprowadziłam z kilkoma osobami na ten temat na moim instagramowym koncie.
Chciałabym podzielić się kilkoma wnioskami z tej dyskusji i powiedzieć, dlaczego jestem przeciwna każdej aborcji, również eugenicznej, czyli dokonywanej z powodu prawdopodobieństwa nieuleczalnej choroby dziecka.
Proszę, zanim wyciągniecie przedwczesne wnioski, przeczytajcie ten post. Szanuję prawo każdego z nas do własnego zdania i własnych decyzji życiowych, chcę jednak przedstawić swoje przemyślenia i pewne fakty, które są przemilczane, a być może z premedytacją ukrywane w mediach i dyskusjach.
Jak wiecie, jestem mamą 4 chłopców, w tym jednego, który zmarł w 4 miesiącu życia płodowego.
4 razy przechodziłam ciążę, w tym dwie po 35 roku życia, czyli statystycznie mocniej obciążone ryzykiem urodzenia dziecka z wadami genetycznymi. Widziałam ciałko swojego zmarłego 4 miesięcznego synka...
Każda z tych 4 ciąż była wielką radością, ale też wiązała się z poczuciem strachu, co jest bardzo naturalne... Świadomość, że właśnie pod sercem poczęło się nowe życie, za które już tak naprawdę zawsze będziemy odpowiedzialni, niezależnie od tego, jak potoczą się losy nasze i dziecka, jest bardzo mocno obciążająca.. .
Nigdy nie zapomnę, jak dużo zastanawiałam się przed decyzją o pierwszej ciąży, czy naprawdę jestem na to gotowa - byłam przerażona faktem, że nie będzie odwrotu: już zawsze będę matką tego dziecka, zawsze będę musiała stanąć na wysokości zadania... zapewnić mu opiekę niezależnie od okoliczności, dbać o zaspokojenie wszystkich jego potrzeb... wychować na dobrego człowieka, który będzie umiał radzić sobie w życiu... Te rozmyślania z większym lub mniejszym natężeniem pojawiały się przy każdej kolejnej ciąży, choć przy kolejnych może trochę łagodziła je świadomość, że jakoś sobie radzę z dziećmi, które zostały mi już ofiarowane pod opiekę :)
Strach, niepokój, lęk, przerażenie to wg mnie czynniki, który najbardziej popychają nas do działań, których tak naprawdę byśmy nie podjęli przy trzeźwym i pozbawionym emocji rozważeniu sytuacji...
Myślę, że to właśnie ten strach, strach przed niepewną przyszłością, koniecznością mierzenia się z okolicznościami, o których nie mieliśmy dotąd pojęcia, strach przed zmianą życia, prawdopodobnym dyskomfortem, strach przed osądem ludzi, przed trudnymi sytuacjami, strach, że nie poradzimy sobie z zadaniami, jakie postawi przed nami opieka nad dzieckiem, że zostaniemy z tym sami, jest główną przyczyną społecznego przyzwolenia na aborcję dzieci z podejrzeniem nieuleczalnych chorób... "Jestem przeciw aborcji, ale chcę mieć wybór"...w domyśle: bo boję się, że nie poradzę sobie z tą sytuacją...
Nie wierzę w to, żeby jakakolwiek matka mogła pozbawić życia swoje dziecko, muszą ją zmusić do tego silne emocje, zewnętrzne naciski, manipulacja lub ogromny strach... Myślę, że w głębi serca każda z nas wie, że to jest złe, ale strach nas paraliżuje, podpowiada: po co masz mieć
problem, pozbądź się go, zanim Twoje życie zmieni się na gorsze". Znamy
to wszyscy, prawda? Wszyscy wiele razy mieliśmy ochotę gdzieś uciec,
aby nie musieć się zmierzyć z naszymi lękami, czy to dotyczącymi wyborów
życiowych, pracy, rodziny.. czy innych obszarów życia...
Z doświadczenia wiem, i Wy pewno też to znacie z autopsji, że z czasem okazuje się, że sam strach jest dużo gorszy od realiów... Gdy wejdziemy już w sytuację, której tak się baliśmy, okazuje się, że nie jest tak źle i w większości przypadków można ją opanować... co więcej, często przynosi ona dużo dobrego...
Natura ludzka nie pozwala nam się przyznać, że czegoś się boimy, szukamy racjonalnych argumentów, aby usprawiedliwić nasz wybór, w dyskusji na instagramie przewijał się właściwie tylko jeden,wydawałoby się bardzo racjonalny argument za aborcją: z przyczyn, nomen omen, humanitarnych... Można dokonać aborcji, aby dziecko nie cierpiało. Czy nie uderza tutaj oczywista sprzeczność?: "zabiję dziecko, aby nie musiało cierpieć". Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że śmiertelny zastrzyk lub rozrywanie ciałka dziecka na kawałki podczas zabiegu jest cierpieniem, jakie trudno sobie wyobrazić, torturą, której nasz, podobno humanitarny, świat nie chce widzieć...Czy jakakolwiek matka mogłaby znieść taki widok?!!! Mogłaby patrzeć spokojnie, jak ciało jej dziecka jest rozrywane na części?
My, matki, powinnyśmy z całych sił walczyć o życie naszych dzieci, a szalony dzisiejszy świat nam wmówił, że szczytem naszej wolności osobistej jest prawo do ich zabicia... Pokrętna, manipulacyjna logika, powtarzana tak wiele razy, że wiele z nas zdaje się w to wierzyć... Wmawia się nam, że decyzja o aborcji dotyczy tylko naszego ciała, o którym mamy pełne prawo decydować... Kolejne kłamstwo: dziecko jest osobną istotą, a ta sprawa dotyczy przynajmniej 3 osób: oprócz kobiety i niewinnego maleńkiego dziecka, któremu nikt nie daje prawa do decyzji, także mężczyzny, który jest jego ojcem ... Ma wg mnie też zasięg dużo szerszy: wpływa na całe społeczeństwo... Czy mówi się o tym, że "dzięki" bardzo liberalnej ustawie aborcyjnej w czasie komunizmu zabito w Polsce ok. 40 mln dzieci w wieku prenatalnym? Teraz te osoby byłyby w tzw. wieku produkcyjnym, czy mielibyśmy zatem problem z demografią? Chichotem losu jest też fakt, że poniekąd dzięki pandemii koronawirusa, więcej ludzi na świecie zostało ocalonych, niż umarło, bo w dużej mierze nie działały kliniki aborcyjne..."
Jeśli matka może zabić swoje dziecko, cóż przeszkodzi mnie czy Tobie, abyśmy się wzajemnie pozabijali?" (Matka Teresa z Kalkuty)
Jak irracjonalny jest argument o aborcji dla dobra dziecka świadczy również ten przykład: jeśli rozchoruje się nasze 2, 7 czy 15 letnie dziecko, to szukamy sposobu, jak je zabić, by oszczędzić mu cierpień, czy też szukamy lekarstwa i sposobu, aby mu pomóc i ulżyć w cierpieniu?
Nikt z nas nie wie, jaka będzie przyszłość, również prognozy wynikające z badań prenatalnych, bo najczęściej są to tylko przypuszczenia i prawdopodobieństwo, często nie potwierdzają się, znam mnóstwo przykładów, także z najbliższego otoczenia, że dzieci, które miały urodzić się bardzo chore, są zupełnie zdrowe...
I jeszcze jedna bardzo istotna, a w zasadzie najważniejsza sprawa: nikt z nas nie ma kompetencji, aby decydować o życiu lub śmierci innych osób!!! Niezależnie od ich wieku, statusu, zdrowia czy innych uwarunkowań... Prawo naturalne na to nie pozwala... dla wierzących oczywiście wyznacznikiem jest również 10 przykazań i tu również zupełnie nie ma pola do dyskusji - nie zabijaj - i kropka! Nie jesteśmy Stwórcą, tylko stworzeniem, a tak często wydaje się nam, że jesteśmy bogami i możemy decydować o życiu swoim i innych...
Podsumowując: Choćby nie wiem jak głośno krzyczeli o tym politycy i przekonywali nas, ze mamy prawo do wyboru, nie możemy z niego korzystać, bo aborcja to zabójstwo maleńkiego człowieka... Temu nikt nie może zaprzeczyć, również naukowo został dawno osiągnięty konsensus: od poczęcia jesteśmy ludźmi, nie zlepkiem komórek... Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Pozdrawiam wszystkich,
Ewa